Dziennik wpis 7

NOTATKA 9: 
1856 Kwiecień:
   Nie daję już rady. Na prawdę tych wieśniaków nie da się niczego nauczyć. Te "mądrości" i nawyki przekazywane z pokolenia na pokolenie to jakiś bardzo nieśmieszny żart. Nakryłem lokalnego farmera na dojadaniu z pola zgniłych warzyw. Potem dałem mu prelekcje, przez bite 3 godziny tłumaczyłem mu dla czego nie powinien tego robić. Dla czego 3 godziny? Bo on "mówiłem za szybko". Ale podobno zrozumiał i więcej tak nie będzie... A co zobaczyłem następnego dnia? Jak ten sam chłop siedzi na środku pola i wyżera te zgniłe resztki. Ja już siły nie mam jak chce to niech se je, może mu smakują. Powoli czuję że ta mieścina zaczyna mnie dobijać. Z miesiąca na miesiąc jest co raz gorzej. Postęp tutaj jest chwilowy. Są jak złote rybki. Pamiętają o czymś przez 15 minut a potem zapominają. Mam nadzieję że przyniesie to moje dobrowolne poświęcanie się dla nich jakiś efekt w przyszłości.

NOTATKA 10: 
1857 Listopad:
   Obrzydłówek. Tak od pewnego czasu racze nazywać sobie tą wiochę gdzie żyję.Nazwa jest naprawdę adekwatna. Obrzydłówek obrzydził mi moje powołanie. Nie wierzę już sam w siebie. Zawarłem rozejm nawet z tutejszym aptekarzem i fleczerami. Ja z przed dwóch lat gardziłbym sobą z dziś, ale to miasto wyżera mnie od środka. Rutyna i brak postępu. Boję się co z czasem stanie się ze mną. 
źródło - Google grafika

Komentarze